Podpalenia - polski problem?
Patrząc
na pojawiające
się
co i rusz w mediach doniesienia o ujawnieniu przypadków podpaleń
dokonanych przez członków
OSP, wydaje się,
że
problem ten jest, niestety, nieodłącznym
elementem polskiego – używając
archaizmu - strażactwa
ochotniczego. Jest to jednocześnie
jeden z najbardziej rozpowszechnionych negatywnych stereotypów na
temat ochotniczych straży
pożarnych,
z którym konkurować
może
chyba jedynie przekonanie o powszechnym pijaństwie
w ich szeregach. Czy jest to jednak problem typowo, wręcz
„endemicznie”, polski?
Okazuje
się,
że
wcale nie. Problem dotyczy również
m.in. Niemiec, gdzie liczba druhów OSP przekracza milion. Wprawdzie
udział
strażaków
w podpaleniach jest marginalny (ocenia się
go na 0,3 promila wszystkich podpaleń),
jednak ujawnienie każdego
przypadku jest dla macierzystej jednostki/gminy/powiatu/etc. poważnym
ciosem podkopującym
morale i jednocześnie
PR-ową
katastrofą.
Dlatego rozpoczęto
tam badania, mające
pomóc w ustaleniu przyczyn takich czynów. Powody: problemy
psychiczne, problemy życiowe,
oraz chęć
wybicia się,
bycia zauważonym.
Istnieje jednakże jedna zasadnicza różnica między organizacja ochotniczych straży pożarnych w Niemczech i w Polsce, skutkiem czego na naszym podwórku należałoby dodać kolejny czynnik ryzyka: chęć zarobku. Niemieccy ochotnicy nie otrzymują bowiem ekwiwalentu, ani żadnej innej gratyfikacji finansowej za odział w działaniach ratowniczych. Jest to jednak o wiele trudniejsze do wychwycenia, aniżeli ewidentne problemy psychiczne i osobowościowe. Co więcej, takie uzasadnienie podawane przez sprawców jest u nas dość częste.
Podpalenia dokonywane przez członków - przede wszystkim ochotniczych - straży pożarnych to temat z natury ciężki i niepopularny. Ale takie przypadki mimo wszystko się zdarzają. Nie ucieknie się od problemu, a jego skutki wcale nie muszą się ograniczać do spalenia kilku arów nieużytków lub paru stogów siana. Kilka dni temu wynik śledztwa w sprawie śmiertelnego pożaru w budynku wielorodzinnym w Hamburgu wzbudził autentyczny szok i niedowierzanie tak wśród opinii publicznej, jak i strażaków. Pożar rozpoczął się od podpalenia dziecięcego wózka pozostawionego na klatce schodowej, a skończył śmiercią 33-letniej kobiety i dwójki jej dzieci. Specjalna komisja hamburskiej policji ustaliła, że sprawcą był 13-letni członek MDP z dzielnicy Altona. Z 2-miesięcznym stażem oraz, jak się okazało, poważnymi problemami psychicznymi. To oczywiście przypadek skrajny, ale pokazuje on, jak istotna jest w tym wypadku prewencja.
Istnieje jednakże jedna zasadnicza różnica między organizacja ochotniczych straży pożarnych w Niemczech i w Polsce, skutkiem czego na naszym podwórku należałoby dodać kolejny czynnik ryzyka: chęć zarobku. Niemieccy ochotnicy nie otrzymują bowiem ekwiwalentu, ani żadnej innej gratyfikacji finansowej za odział w działaniach ratowniczych. Jest to jednak o wiele trudniejsze do wychwycenia, aniżeli ewidentne problemy psychiczne i osobowościowe. Co więcej, takie uzasadnienie podawane przez sprawców jest u nas dość częste.
Podpalenia dokonywane przez członków - przede wszystkim ochotniczych - straży pożarnych to temat z natury ciężki i niepopularny. Ale takie przypadki mimo wszystko się zdarzają. Nie ucieknie się od problemu, a jego skutki wcale nie muszą się ograniczać do spalenia kilku arów nieużytków lub paru stogów siana. Kilka dni temu wynik śledztwa w sprawie śmiertelnego pożaru w budynku wielorodzinnym w Hamburgu wzbudził autentyczny szok i niedowierzanie tak wśród opinii publicznej, jak i strażaków. Pożar rozpoczął się od podpalenia dziecięcego wózka pozostawionego na klatce schodowej, a skończył śmiercią 33-letniej kobiety i dwójki jej dzieci. Specjalna komisja hamburskiej policji ustaliła, że sprawcą był 13-letni członek MDP z dzielnicy Altona. Z 2-miesięcznym stażem oraz, jak się okazało, poważnymi problemami psychicznymi. To oczywiście przypadek skrajny, ale pokazuje on, jak istotna jest w tym wypadku prewencja.
A
skoro o prewencji mowa, to potrzebna jest nie tylko świadomość
istnienia takiego zagrożenia
we własnych
szeregach, ale także
wiedza o „sygnałach
alarmowych”, które mogą
być
zaobserwowane u potencjalnego sprawcy. Poniżej
prezentujemy tłumaczenie
tabeli (oryginalnie w języku
niemieckim), która przedstawia szereg cech, jakimi często
charakteryzują
się
podpalacze z kręgu
strażackiego.
Obok każdej
z nich określono
również
stopień
ryzyka w skali od 1 do 5.
Jednakowoż
sama identyfikacja potencjalnych sprawców, gdy seria podejrzanych
zdarzeń
już
trwa, to już
przysłowiowa
musztarda po obiedzie. Co można
zrobić,
aby nie musieć
później
przeżywać
wstydu, zażenowania
i poważnych
konsekwencji wobec jednostki?
Kluczem
do skutecznej prewencji jest stała
praca z ludźmi
w jednostce. Szczególną
uwagę
należy
zwrócić
na najmłodszych
stażem
członków
jednostki i stale, acz delikatnie uświadamiać
im (przede wszystkim gdy wykazują
indywidualnie cechy „podwyższonego
ryzyka”), jak poważne
problemy mogliby ściągnąć
nie tylko na siebie samych, ale także
na jednostkę,
gdyby posunęli
się
do tak haniebnych czynów. Istotne znaczenie ma tutaj sama rekrutacja
do jednostki OSP, a także
bardzo uważna
obserwacja nowo przyjętych
druhów, także
pod kątem
potencjalnych problemów. W tym wypadku nic nie zastąpi
szczerej rozmowy, nawet nie tyle karcącej,
co uświadamiającej.
I biorąc
pod uwagę
specyfikę
polskich OSP (ekwiwalent), przekonywać,
że
nie warto napytać
sobie i innym biedy za marne (szczególnie w porównaniu do możliwych
strat tak materialnych, jak i niematerialnych – np. na honorze
jednostki) kilkanaście-kilkadziesiąt
złotych.
Nie należy
również
zostawiać
w potrzebie tych druhów, którzy przechodzą
życiowe
trudności,
maja wyraźny
kryzys własnej
wartości
i tym bardziej potrzebują
akceptacji w środowisku.
Wspierać
należy
również
tych, których rozpiera energia do działania,
aby była
ona odpowiednio skanalizowana (prace porządkowe,
ćwiczenia,
etc.). Z pewnością
nie wyeliminuje to wszystkich przypadków (szczególnie gdy podłożem
są
głębokie
zaburzenia psychiczne), ale będąc
zarówno czujnym, jak i odpowiednio delikatnym w działaniach
wobec druhów z grup ryzyka, uda się
ograniczyć
niebezpieczeństwo
do minimum.
W
tym miejscu warto nadmienić,
iż
w Niemczech wydana została
ostatnio (czerwiec 2013) prawie 300-stronnicowa książka
poświęcona
dokładnie
tej problematyce. (Frank D. Stolt, Brandstiftung
durch Feuerwehrangehörige. Erkennung und Prävention).
Miejmy nadzieję,
że
doczeka się
ona polskiego odpowiednika, lub przynajmniej tłumaczenia,
podobnie jak np. Falsche
Taktik – Grosse Schaden,
czyli znane wielu strażakom
Błędy
w taktyce – duże
straty. (KN)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz